Teneryfa – przewodnik podróżnika z Wrocławia

Teneryfa bywa nazywana „kontynentem w miniaturze” i wcale nie jest to marketingowe hasło folderu z lat dziewięćdziesiątych. Wystarczy ruszyć z lotniska Reina Sofía wynajętym samochodem na północ, by w ciągu godziny przeżyć mały przekrój przez wszystkie strefy klimatyczne Europy. Najpierw szokuje upał pustynnych południowych plaż, po chwili samochód wspina się serpentynami w las mglistego wawrzynu, by kilka kilometrów dalej zatrzymać się na punkcie widokowym z panoramą pokrytej śniegiem kopuły wulkanu Teide. Nasza podróż zaczyna się jednak znacznie wcześniej – przy komputerze, kiedy sprawdzamy godziny bezpośrednich lotów z Wrocławia. Zazwyczaj startujemy w sobotę lub w środę, co pozwala na wygodne, tygodniowe turnusy. Na stronie przewoźnika wybieraj opcję bagażu rejestrowanego tylko wtedy, gdy naprawdę jej potrzebujesz. Wiem, że polska zima kusi swetrami, ale w kanaryjskim klimacie ciepłą bluzę założysz najwyżej na nocne spacery po Puerto de la Cruz. Oszczędzone kilogramy to kilkaset złotych w kieszeni i szybsze opuszczenie hali przylotów, a to oznacza więcej czasu na przygodę. Dla miłośników astronomii Teneryfa jest żywym laboratorium, a nocny wjazd na wysokość dwóch tysięcy metrów przenosi w świat, w którym mleczna droga wydaje się tak gęsta, że można by ją zgarniać dłońmi niczym cukier z kuchennego blatu. Nie bez powodu właśnie tutaj zlokalizowano jedne z najważniejszych europejskich obserwatoriów i centra badań słonecznych, które otwierają swoje drzwi ciekawym świata turystom w wybrane dni tygodnia. Zanim jednak wyruszysz w góry, zatrzymaj się na chwilę w El Médano, mekce kitesurferów, gdzie kolorowe żagle rzeźbią niebo, a atmosfera jest tak swobodna, że nawet najzatwardzialsi introwertycy zaczynają rozmawiać o wietrze i falach jak starzy wyjadacze.

Z punktu widzenia budżetu największą pułapką na Teneryfie jest wynajem auta w szczycie sezonu. Tani, biały Seat Ibiza z wypożyczalni bez kaucji kusi, ale w sierpniu potrafi kosztować więcej niż bilet lotniczy. Dlatego rezerwacji dokonuj od razu po zakupie biletów, najlepiej w lokalnych, kanaryjskich firmach takich jak Cicar czy TopCar. W ramach jednej opłaty otrzymasz pełne ubezpieczenie, a przy zwrocie nikt nie będzie mierzył rys linijką. Alternatywą jest komunikacja publiczna – zielone autobusy Titsa kursują z południa na północ niemal całą dobę, a tygodniowa karta Ten+ kosztuje mniej niż obiad w restauracji przy Playa de las Teresitas. Jeśli jednak planujesz wschód słońca na Teide, nocną eskapadę na obserwatorium astronomiczne lub trekking w wąwozie Masca, własne auto będzie Twoim skrzydlatym sojusznikiem. Paliwo jest tańsze niż w Polsce, a parkingi – z nielicznymi wyjątkami – bezpłatne. Drogi kręcące się wokół klifów Los Gigantes mogą przyprawić o zawrót głowy nieprzyzwyczajonego kierowcę, ale widok pionowych ścian wyrastających prosto z wody wynagradza każdy nadprogramowy ubytek klocków hamulcowych. Jeśli nie czujesz się pewnie za kierownicą, rozważ przejazd wycieczkowym katamaranem, który zabierze Cię pod samą podstawę klifów, a przy odrobinie szczęścia pozwoli wypatrzyć delfiny oraz grindwale, stale patrolujące te wody w poszukiwaniu ławic kalmarów. Na Teneryfie życie toczy się 'mañana' – powoli, wobec czego warto oswoić się z faktem, że czasami trzeba poczekać, aż kelner znajdzie karafkę sangrii lub benzyniarka dokończy pogawędkę z sąsiadem. Postrzegaj to jako część terapeutycznego uroku wyspy, która zmusza nerwowych Europejczyków do spuszczenia z tempa.

Nie samymi kilometrami człowiek żyje, dlatego w planie musi znaleźć się miejsce na kulinarne odkrycia. Spróbuj lokalnych papas arrugadas, czyli pomarszczonych ziemniaczków gotowanych w wodzie z oceaniczną solą. Najlepiej smakują polane czerwonym mojo rojo lub zielonym mojo verde przy drewnianym stoliku w rybackiej wiosce Tajao. Gdy słońce zacznie chylić się ku zachodowi, zajedź do La Orotavy i zamów barraquito – kawę warstwową z likierem 43, skondensowanym mlekiem i cytrynową skórką. Zapewniam, że po takiej dawce słodyczy znajdziesz w sobie energię, by przed snem wdrapać się jeszcze na punkt widokowy przy Mirador de Humboldt. Tam poczujesz, dlaczego Teneryfa tak uzależnia: pod stopami leniwie migoczą światła miasteczek, twarz chłodzi chłodny passaat, a nad całą scenerią majestatycznie czuwa stożek wulkanu. To właśnie chwile, dla których warto było kliknąć „rezerwuj” przy połączeniu z Wrocławia i postawić wszystko na samodzielną wyprawę. Jeśli chodzi o piesze wędrówki, klasykiem jest szlak Barranco del Infierno ograniczający liczbę turystów do rezerwacji online, dzięki czemu nawet w sezonie nie poczujesz się jak w kolejce do kasy w markecie. Poszukiwacze mniej oczywistych doznań powinni skierować się na północny‑wschód, gdzie park Anaga przypomina wycinek pradawnej Atlantydy – gęste, pachnące laury, omszałe skały i mgła, która w kilka minut potrafi zawinąć krajobraz w baśniowy kokon. Wieczór zarezerwuj na koncert lokalnej muzyki timple w jednym z barów La Laguny, bo żaden przewodnik nie zastąpi dźwięku strun niosących się po kamiennych zaułkach XVI‑wiecznych kamienic.